Kocham Cię :)! I już zabieram się do napisania do Ciebie.
Mija czwarta rano… Okolice zaczynają budzić pierwsze ptaki… Zaraz za nimi ptactwo domowe, a potem… Czytaj dalej 26 lipca, 2009 – niedziela.
Asia, Azja, Tajlandia, Thailand, Canbodia, Kambodża, Laos
Kocham Cię :)! I już zabieram się do napisania do Ciebie.
Mija czwarta rano… Okolice zaczynają budzić pierwsze ptaki… Zaraz za nimi ptactwo domowe, a potem… Czytaj dalej 26 lipca, 2009 – niedziela.
Dzień dobry Synku,
No to jestem na dworcu autobusowym. Wygląda na to, że wczorajsze skasowanie biletu, nawet jeśli miało miejsce przed północą – gosh, ile ten gość musiał się nachodzić, żeby mnie znaleźć 😉 – nie spowoduje zakłócenia w podróży. Czytaj dalej 25 lipca, 2009 – sobota.
Siedzę już w busie. Oprócz mnie turyści z Holandii, Szwecji, Francji i UK. To jedna z najdłuższych dla nich wycieczek jednodniowych. Oni wracają dziś do Chiang Mai po ponad 13-stu godzinach podróży. Ja pożegnam się z nimi wcześniej, bo wyskakuję w Chiang Rai.
Pierwszym przystankiem będą gorące źródła w Hot Spring Chiang Rai. Czytaj dalej 24 lipca, 2009 – piątek.
Czołem Mososu,
Dziś podobno ma mieć miejsce najdłuższe w tym wieku zaćmienie słońca, najlepiej widziane w Azji Południowo-Wschodniej http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80355,6839245,W_srode_najdluzsze_zacmienie_Slonca_w_XXI_wieku.html. Ciekaw jestem, na ile uda mi się go zobaczyć z Chiang Mai, miasta w którym zamierzam odpoczywać jeszcze do jutra.
Zaćmienie było, a jakże, ale rano. Położywszy się po 4tej rano, nie za bardzo miałem szansę, a tym samym raczej świadomość, zobaczyć cokolwiek, poza tym, co jawi się ludziom podczas snu ;-). Kiedy za to obudziłem się , mogłem zaplanować kolejne dni podróży. Zatem jutro udaję się do Chiang Rai, w okolice Złotego Trójkąta oraz do jednej z wiosek, w której mieszkają kobiety z „długimi szyjami” – to Karen (czyli Yang lub Kariang). Kobiety niezamężne noszą białe obręcze, te po ślubie „żółte”. Plan jest taki, aby odwiedzić przygraniczne miasteczko po stronie Birmy.
W Chiang Rai zamierzam zostać na noc, aby kolejnego dnia rano zabrać się na dwudniowy rejs łodzią przez Mekong. Nie wziąłem ze sobą lornetki, nie zobaczę więc konia, kury, psa ani innych zwierząt występujących w krajobrazie tego pięknego kraju, ale mam też nadzieję, że nikt nie pozbawi mnie podczas rejsu mojego posiłku ;-).
Korzystając z faktu, że dzisiejsze popołudnie pozostawia jeszcze czas do zagospodarowania, zdecydowałem się na wycieczkę do oddalonego o ok. 80 km od Chiang Mai klasztoru, położonego na pobliskim wzgórzu. Klasztor powstał w miejscu, w którym swego czasu zatrzymał się słoń… Ale oto i większa część tej historii.
Otóż opiszę Ci świątynię Wat Phra That Doi Sethep, którą zbudowano na wys. ok. 1000 m n.p.m. Jeszcze w XIV w miały miejsce przenosiny wielu relikwii Buddy do Wat Suan Dok. Podczas przeprowadzki, jeden z posążków upadł, rozpadając się na dwie części. Wnet po tym okazało się, że mniejsza część urosła, dorównując rozmiarami większej. Miejsce tego cudu zapoczątkowało budowlę nowej świątyni. Ówcześnie panujący król umieścił nowe szczątki Buddy na grzbiecie białego słonia, którego uważano za świętego. Słoń wybrał się na spacer po okolicznych górach. Zwierzę obrało aksjomat na górę Doi Sethep. Podczas spaceru wydarzył się kolejny cud… Otóż zmęczony zapewne słoń w pewnym momencie zatrąbił donośnie trzy razy, obrócił się również trzy razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Po tylu czynnościach… ukląkł :). Miejsce jego spoczynku obrano jako miejsce budowy nowej świątyni, która dziś znamy jako Wat Phra That.
Miejscowi mówią, że kto nie był w Wat Phra That, ten tak naprawdę nie był w Chiang Mai. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, oczom ukazała się przecudna panorama nie tylko samego miasta, spoczywającego u podnóża wzgórza, ile i całej okolicy. Czas na przejście do klasztoru. Wspiąwszy się po długich schodach, znalazłem się przed bramą kryjącą za sobą świątynię. Mnóstwo tu dzwonów, przeróżnej wielkości, a wszystkie jak szczere złoto! W powietrzu unosi się woń kadzidełek palonych przez wiernych, którzy w ofierze zanoszą swoje modły, przynoszą kwiaty i dekorują wybrany posążek Buddy złotymi kawałeczkami. Z głośników sączy się transowy śpiew mnichów, którzy modlą się w klasztorze. Wszystko to powoduje, że otaczające dziesiątki posągów, posążków i potężnych rzeźb Buddy, zaczynają „przemawiać”. Całe wzgórze płonie w modłach… Uciekam z tego świętego miejsca, zanim ktoś zauważy, że do „nieba mi nie po drodze” ;-).
Wieczór czy noc, w Chiang Mai zawsze się coś dzieje. Przypominam sobie swoje spacery, które rozpoczynałem wyjściem z hotelu i po 24tej, i po 2giej w nocy. Zawsze można zobaczyć coś ciekawego, zawsze można zjeść świeży posiłek. I o ile restauracje o takich porach są zwyczajowo już pozamykane, a od których raczej stroniłem, uliczne wózki czy kramy z otaczającymi je wszechobecnymi w Azji plastikowymi krzesełkami, zawsze oferowały coś smacznego do zjedzenia. Uciekam już spać, Synku, jutro pobudka po 5tej, by zdążyć na poranny bus do Chiang Rai. Niecałe 5 godzin snu musi wystarczyć na regenerację przed kolejnym poznawaniem TEGOCOZAROGIEM ;-).
Kocham Cię, Tata.
„Wszystko, co spotykasz podczas swojego podróżowania, jest odbiciem samego Ciebie, Twojego wnętrza. Przeglądaj się w tym do woli. Odszukaj siebie :)”
Witaj Maksiku,
Rozpoczyna się kolejny dzień w dżungli. Czy odmienny od dotychczasowych? Choć pobieżnie wydawać by się mogło, że las nie zmienia się, nigdy nie ma w jego życiu takich samych dwóch minut, co dopiero dni ;-). Noc przebiegła spokojnie… choć Czytaj dalej 22 lipca, 2009 – środa.
Mosos, siemka :),
To niesamowite, ale pewnie raz na tydzień konieczne :). Położyłem się wczoraj o 20tej, by dziś wstać ok. 6tej. 10 godzin snu! Cóż, organizmu nie da się oszukać, czasem trzeba odespać. Noc w tutejszej dżungli jest niesamowicie głośna. Bardzo głośna, niewspółmiernie do dnia. Czytaj dalej 21 lipca, 2009 – wtorek.
Noc. Słyszę nie pukanie, ale walenie do drzwi!
– Co jest?! Zaspałem?!? Nie słyszałem wprawdzie budzika, ale nie pamiętam nawet, aby dzwonił! – pomyślałem przez chwilę, że musiałbym być diabelnie zmęczony, by nie usłyszeć budzenia. Otwieram drzwi. Czytaj dalej 20 lipca, 2009 – poniedziałek.
Dzień dobry Maksiku :),
Przyznaję się, nie poszedłem spać, jak nakazywałby choćby rozsądek. „Jutro się wyśpię”, dziś, teraz tak szkoda jest czasu na spanie, kiedy Coś podpowiada, że „tam” jeszcze tyle jest do poznania i zobaczenia. Faktycznie, warto było posłuchać „Cosia”… Czytaj dalej 19 lipca, 2009 – niedziela.
Siema Mososu :)!
Godzina 6ta rano. Autobus podjeżdża pod miejsce wysiadki. Odbierają nas kolejne VANy, przewożąc wprost do hotelu. Tu krótka rozbiegówka i do pokoju. Do pokoju… Co to jest…??? Wchodzę i nie wierzę. Czytaj dalej 18 lipca, 2009 – sobota.
Check out z hotelu. Przebiegł bardzo sprawnie, kaucja zwrócona, bagaż zdeponowany bezpłatnie do godz. 18tej. Idę na śniadanie, właściwie bardziej na spacer, zapuszczając się w kolejne sąsiedzkie uliczki. No nic, więcej ciekawych rzeczy nie zobaczę na piechotę. Czytaj dalej 17 lipca, 2009 – piątek