21 lipca, 2009 – wtorek.

Mosos, siemka :),

To niesamowite, ale pewnie raz na tydzień konieczne :). Położyłem się wczoraj o 20tej, by dziś wstać ok. 6tej. 10 godzin snu! Cóż, organizmu nie da się oszukać, czasem trzeba odespać. Noc w tutejszej dżungli jest niesamowicie głośna. Bardzo głośna, niewspółmiernie do dnia. Tak, las ożywa  zdecydowanie nocą, ale czy ja musiałem o tym pisać J? Kiedy tylko rozjaśniło się, wybrałem się do wsi. Nasi gospodarze wstali zdecydowanie wcześniej ode mnie. We wsi też już ruch. Poszedłem w kierunku tutejszej szkoły. Od ok. siódmej zaczęły schodzić się dzieci. To szkoła podstawowa, właściwie nie zauważyłem dzieci starszych, niż 8-9 lat. Bawiły się na boisku przed rozpoczęciem ich lekcji. Tutejsze pierwsze wakacje rozpoczynają się w październiku i trwają miesiąc. Druga przerwa wakacyjna zaczyna się w kwietniu. Czy dzieci na całym świecie, będąc w wieku szkolnym bawią się w te same gry :)? Dziewczynki rozkładają gumę, przeskakując na przemian. Grupa dzieli się na dwie części. Jeden zespół jest „w gumie”, trzymając ją najpierw na kostkach, potem na kolankach, biodrach, paszkach, wreszcie guma wędruje na szyje. Drugi zespół skacze, jeśli któraś z dziewczynek skusi, ktoś z jej zespołu musi ją „uratować” :). Nie każ mi przytaczać figur, bo ja w swoim dzieciństwie grałem w grzyba, kapsle i pikuty ;-).

Irlandki niestety przeżyły noc. Właśnie schodzą się na śniadanie. Wspominają swoje niewyspanie, przeraźliwe chrapanie którejś z nich :). Dobrze, że dziś one kończą swoją wycieczkę. Będzie ciszej :). Może to moja wyobraźnia jest mocno uboga, ale do tej pory nie wiedziałem, że można tyle rozmawiać…. „Oddychanie to gadanie” – to z pewnością ich najlepiej rozwinięta umiejętność :).

Siadamy do śniadania, dochodzi dziewiąta. Po śniadaniu wymarsz do lasu J. Jeszcze tylko lunch na drogę, zawinięty w liście bananowca i pamiątkowe zdjęcia. Nasze grupy rozdzieliły się. Zostaliśmy we troje oraz przewodniczka. Pokazała nam całą wieś, łącznie z jej mieszkańcami, babinkami, kurami, świniami, czy też stadem bydła, które uciekało przed góralską pasterką, po czym poprowadziła nas przez las. Trudy spaceru rekompensowały nam okoliczne widoki rozprzestrzeniające się po sam horyzont. Pola ryżowe, śpiące doliny, pozornie tylko nieruchome. Przecież las żyje. Jeśli nie autostradą pędzą wielgachne mrówki, to cykady ćwiczą, wydając dźwięki pił tarczowych, kręcących się z prędkością kilkunastu tysięcy obrotów na minutę! Dosłownie jakby miały startować małe odrzutowce! Po kilku godzinach dźwigania plecaków i wypiciu kilku litrów wody, docieramy do miejsca, które będzie naszym kolejnym noclegiem. Jeszcze na początku wydawało się niewiarygodne, że w takich warunkach przyjdzie nam nocować. Nastąpiło jakby cofnięcie czasu, o jakieś 100 lat ;-). Żadnego prądu, kuchni. Tylko palenisko i szałasy. Zresztą strzeżone perfekcyjnie, bo jak inaczej można określić ochronę której przewodził… nasz pająk. Na zdjęciach zobaczysz go z bliska. Nie czekając długo, zacząłem wyłapywać koniki polne i inne żyjątka, które mogłyby mu zasmakować. Ucztę miał nieziemską :). Naszą właśnie gospodyni przygotowywała, siedząc w kucki przy swoim palenisku. Kolacja przy świecach, kilka opowieści i czas na odpoczynek.

Dobranoc Synku,

Kocham Cię, Tata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.