Siema Mososu :)!
Godzina 6ta rano. Autobus podjeżdża pod miejsce wysiadki. Odbierają nas kolejne VANy, przewożąc wprost do hotelu. Tu krótka rozbiegówka i do pokoju. Do pokoju… Co to jest…??? Wchodzę i nie wierzę. Miał być pokój bez klimy, jest z klimą. Ale… Nikt nie mówił, że będzie to pokój bez okien… 🙁 ! Niesamowite!!! Szukam słońca, przebłysku. W sobie. Bo w pokoju oczywiście nie będzie to możliwe… Już wiem, bo sprawdziłem recepcję. TO SIĘ NIE DZIEJE. I nawet nie chodzi o to, że jakaś miękkość organizmu, ale fakt – lekko jestem zaskoczony. No nic, kasa zapłacona, nie ma możliwości jej zwrotu, a podróż budżetowa ;-).
Właściwie to chyba najwidoczniej moja desperacje nie sięgnęła określonego poziomu ;-). Zresztą jutro rano i tak 3-dniowy treking. Spoczko, wytrzymam przecież :). Zmęczony podróżą, zasypiam. Budzę się, to już południe. Czas na toaletę i wióra w miasto. Wynajmuję tuk-tuk’a, upewniając się, że kierowca zna miejsca zaznaczone na mapce przez personel hotelowy. Fakt, jak twierdzi wiele osób, świątynie są tu inne, niż w Bangkoku, zachwycają. Znajduję miejsca, gdzie podobno, według lokalesów, których spotykam, a którzy są bardzo skorzy do rozmawiania z białasem, rzadko docierają turyści.
Przed opuszczeniem hotelu, zakupiłem bilet na mecz. Dziś zakontraktowano 10 walk, w tym 4 ligowe, 4 damskie, jedna walka wieczoru oraz „niespodzianka”.
Ściemnia się, czas na tajską kuchnię. Znajduję China Town, a niedaleko stąd jest zagłębie knajpek, knajpeczek i knajpuń ;-). Przecudnie. Są i świeże owoce morza. Potężnie wielkie, nie widziałem takich jeszcze ani na lazurowym wybrzeżu, ani w hiszpańskiej Andaluzji, ani na amerykańskiej Florydzie. Kolacja zatem przednia…, mniam :).
Czas na mecz. Miejsca na szczęście VIP, stolik pierwszy przy linach, zaraz obok sędziów. Udało mi się złapać kilka ujęć, kamerą i aparatem :). Super przeżycie. Hala wprawdzie nie kilkutysięczna, ale atmosfera niepowtarzalna, tak myślę :). Mega emocje! Na zakończenie meczu prowadzący wprowadza na ring trzech zawodników. „Trójkąt?” Poniekąd. Wszystkim zawiązywane są oczy, będą walczyć „w ciemno”… A jak to bywa w takiej zadymie, obrywa i sędzia… Pada na dechy, wycie na sali i aplauz jednocześnie :).
To był kolejny niezapomniany wieczór. W drodze powrotnej do hotelu zahaczam jeszcze o Nocny Bazar. Dochodzi druga po północy, bazar powoli też zaczyna kłaść się spać. Pora i na mnie. Jutro od rana wycieczka.
Dobranoc :).