8 sierpnia, 2009 – sobota.

Nie miałem absolutnie pomysłu na dobrze spędzoną sobotę. Ale też nie martwiłem się zanadto, ponieważ wiedziałem, że sobota będzie miała pomysł na mnie ;-). No i faktycznie miała. W recepcji udało mi się krótko porozmawiać z właścicielem GH. Otóż podobno jest w okolicy jeszcze jeden wodospad, którego nie widziałem… Cena przejazdu (początkowo 40$, potem udało się wynegocjować 30$) oraz bilet wstępu (20$) nie wzbudzały zbytniej euforii. Ale skoro jestem od tak zacnego miejsca tylko 50km, nie mógłbym odmówić sobie przyjemności odwiedzenia go.

Podróż samochodem przez khmerską wieś zajmuje nam ok. godziny. Jeszcze tylko ostatni odcinek wspinania się samochodem na wysoką górę, przejeżdżając przez las. Można tu kupić najsłodsze i najbardziej bananowe banany, jakie kiedykolwiek jadłem. Cała gałąź (z trzema, czterema koronkami owoców) kosztowała zaledwie 2 USD… Dojeżdżamy na miejsce. Czas na zdjęcia. Wodospad przecudny i takie też wywiera wrażenie. Wokół mnóstwo ludzi, głównie przyjezdnych ze stolicy, którzy zawitali tu na weekend. Jeszcze tylko lunch popity wprost z orzecha kokosowego i przemieszczamy się w kierunku kolejnej lokalnej atrakcji. To miejsce uważane przez khmerską ludność za bardzo święte. Położona w lesie kaplica zbudowana jest na 30-metrowej skale. Ta dziwna forma ma kształt potężnego, pionowego kamienia. Jego szczyt stanowi wyrzeźbiony w nim Budda – Budda leżący. Jako ciekawostkę tak świętego miejsca dodam, iż w przekonaniu wiernych, kamień wciąż rośnie, zyskując co roku na wysokości, a tym samym stanowiąc o wzroście Buddy. Miejsce to uchodzi za święte jeszcze z innego powodu. Otóż po okolicznych lasach spacerował za życia sam Budda. Wspiąwszy się na szczyt kamienia, mam czas i sposobność porozmawiania z właścicielem GH o wierzeniach i religijności wyznających buddyzm.

– O co modlą się wierni? – pytam.

– Głównie o zdrowie i szczęście. Szczęście w biznesie, szczęście, które ma przynieść w krótkiej przyszłości dużo pieniędzy…

– Jak to? – wydaje się, że jestem zaskoczony. Ale to tylko dlatego, że do tej pory karmiony religią rzymsko-katolicką, która mówi o tym, iż „prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty dostanie się do Królestwa Niebieskiego”.

– Buddyzm nie potępia bogactwa, ani nie namawia do ubóstwa. Ważne, żeby czynić dobro, nie krzywdząc innych.

– Czyli większość modlitw, to właściwie prośby? – utwierdzam się, w tym, że dużą mniejszość stanowią modlitwy dziękczynne.

– Ogólnie mówiąc o naszym społeczeństwie, stanowią je ubodzy. Inną „kategorią” są politycy i osoby z partii. Ta część nigdy nie miała i jeszcze przez długie lata wszechobecnej korupcji, nie będzie miała problemów z pieniędzmi.

– A Ty nie chcesz wstąpić do partii? Miałbyś lżej, mógłbyś kupić parcele pod kolejne GH.

– Ja nie jestem z Siem Reap. Przyjechałem tu z prowincji. U mnie na wsi buduję dużą świątynię. Wciąż oszczędzam i wysyłam tam pieniądze, by prace mogły być kontynuowane. Mam dużo szczęścia w biznesie, kiedy otwieram nowy GH, przyciągam dużo bogatych turystów :-). Poprzysiągłem sobie, że będę pracował jeszcze dwa lata. Potem dokończę budowę świątyni i będę mnichem. Ale nie chcę żyć w klasztorze. Chcę wędrować po dżungli. W swoim życiu, na swojej drodze spotykam mnichów, których nie widzi nikt inny. Rozmawiam z nimi, pytając o sens ich życia. Chcę być jednym z nich. Nie chcę mieć żony, ani dzieci. Swojego spełnienia będę szukał w rozmyślaniu o życiu, w zgłębianiu tajemnic życia Buddy.

– Ile masz lat?

– 27. Dlatego muszę zarobić wystarczająco dużo pieniędzy w ciągu dwóch lat, by móc przed 30tym rokiem życia przyjąć święcenia i być mnichem. W naszej kulturze, każdy chłopiec w wieku 11-12 lat wstępuje do klasztoru, by być mnichem przez dwa lata. To przejaw dziękczynienia i szacunku wobec matki. Potem, w wieku 17 lat wstępują do klasztoru ponownie. To z kolei w podziękowaniu ojcom za ich wychowanie. Ja też byłem mnichem i chciałbym kiedyś do tego wrócić.

Podczas rozmowy chłopak wydawał się przekonany o swoim powołaniu. Zapewniał mnie też o tym, iż czuje w sobie siłę, która pomoże mu przejść przez życie jako mnich.

A o co Ty Maksiku będziesz się modlił? Czego będziesz oczekiwał od swojego Boga? Jakie miejsce w Twoim życiu będzie On zajmował? Te i mnóstwo innych pytań mieszkają we mnie. I jako rodzicowi, dają znać o sobie bardzo często. Jeśli modlę się, to w podziękowaniu za to, co daje mi świat dziś, co dał mi wczoraj. Dziękuję za to, że mam Niemu mogę też lepiej poznawać siebie. Myśli o Tobie, Mososu, sprawiają, że mogę być bliżej siebie. Raczej nie oczekuję, ani od Życia, ani od Boga. On ma swoje zajęcia i miliardy poważniejszych spraw na bożej głowie. Dziękuję Ci, Synku za to, że jesteś. Bądź dobrym człowiekiem, szczęśliwym podług przez siebie określanych kategorii Szczęścia, spełnionym i uśmiechniętym, jak i do dziś, moja Mordko :-).

Kocham Cię,

Tata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.