4 sierpnia, 2009 – wtorek.

Hello Moso :),

Dojechaliśmy na miejsce, autobus zaparkował na dworcu przed drugą w nocy. Stąd szybki tuk-tuk do hotelu i za cenę 9 USD mam bardzo przyjemny pokój. Nie znam jeszcze lokalnych realiów, ale po –nastu godzinach podróży, w środku nocy, pokój z ceną 12 USD, a potem 9 USD jest dla mnie akceptowalny.

Jest już wieczór. Cały dzień pełen był atrakcji… Zacząłem od samego rana. Spotkanie w Angkor Wat… Cały buddyjski dzień wypełniony spotkaniami w świątyniach. Miejsce faktycznie przecudne. Mnóstwo świątyń, ruin, murów, pałaców. Nie ma się wątpliwości co do historii, która miała tu miejsce. Wystarczy przymknąć oczy, by niemalże jak na jawie pojawiły się obrazy sprzed wieków… Budowle budzą szacunek, ale i współczucie. Przecież to wszystko musiał „ktoś” zbudować…

Zaległem na jednej z okolicznych gór. Wokół, razem ze mną zległo „360o” :-). Na jego pełnię złożyła  się Cisza, przepędzana przez monsunowy Wiatr, Nieprzebyte Lasy, Wszechobecne Pola Ryżowe, śpiące dookoła świątynie oraz spacerujące wokół wzgórza słonie. Czy jestem bliżej Nieba? Buddy? Boga? Na pewno jestem bliżej siebie. Cudnie tu, choć przerażająco daleko… Wokół mnie same swięte miejsca. Zwiedzam je od rana, tak są święte, że cały się już chyba świecę 😉 ,  ze wystarczy mi tych świętości na całe życie. Budowle przeogromne i zarazem… smutne, przerażające… Bo przecież okupione ludzkim cierpnieniem , karmionym wiatrą. Niesamowite jest to, że ludzie ochrzcili to miejsce kolejnym Cudem Świata…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.