Cześć Mososu :)!
Zgodnie z planem, nad ranem przyjeżdżamy na dworzec autobusowy w Pakse. Wystarczy jeszcze „tylko” złożyć połączenie do Siem Reap w Kambodży. Okazuje się, że do dyspozycji będę miał dwa autobusy – lokalne ;). Pierwszy o 8mej, potem o 11tej. Wybieram ten wcześniejszy. Ładuję się na pakę i w drogę. Za jedyne 50 tys. kipów dostanę się do granicy Laosu z Kambodżą. Autobus, jak to lokalny autobus, zajeżdża do każdej możliwej wsi. A tam już czekają na takich, jak my, wiejskie kobiety, które mają do zaoferowania przeróżne „przysmaki”. Tym razem jakoś nie udaje mi się skusić na nic. Może to z uwagi na współpasażerów, którzy zajadają się czymkolwiek od samego początku. I nieważne, kto ile zwymiotował, ważne, że znów można jeść…
Dojeżdżam na granicę. Wyjazd z Laosu: 2 USD (za stempel), wiza: 23 USD + 1 USD za stempel. Ani na sekundę nie opuszcza mnie wrażenie, że doją ze mnie, ile tylko im Budda pozwala… Granicę przechodzę pieszo. Zaraz za szlabanem czeka mnie kolejna okazja, by przepłacić. 45 USD za 10 godzinne połączenie do Siem Reap…. Niska podaż na lokalnym rynku, a właściwie jedyny możliwy środek transportu z pewnym siebie kierowcą, powoduje, że nie mam za bardzo wyboru. Przepłacam zatem za bilet do Siem Reap. Witaj Kambodźo…, pozostałości socjalistycznych praktyk ;-).
Podróż trwa już drugi dzień. Przesiedliśmy się w 3 z kolei autobus, tym razem już ostatni. Przed nami jeszcze ok. 6 godzin jazdy i w okolicach północy powinniśmy dojechać do Siem Reap. Kambodża, oglądana przez kilka godzin z okien autobusu, zdaje się nie pozostawiać wątpliwości. To zdecydowanie jeden z najbiedniejszych krajów na świecie. Ocenia się, że nadal ok. 65% społeczeństwa jest analfabetami. Kraj absolutnie wyniszczony przez wieloletnie wojny domowe, toczone wiekami. Ale również nie bez znaczenia dla kondycji kraju miała wojna z ubiegłego stulecia, prowadzona przez USA pod koniec lat 60tych. Kilkuletnie naloty dywanowe na Kambodżę niemalże całkowicie zrównały ją z ziemią. Jakby tego było mało, zaraz potem rządy przejmują Czerwoni Khmerzy, na czele których staje despotyczny przywódca, Pol Pot. Pod przykryciem implementacji komunizmu w kraju, przemianowuje Kambodżę na Kampuczę, wprowadzając tym samym wyniszczający reżim totalitarny – morduje 2 miliony obywateli. Kambodża to przede wszystkim ubóstwo, spekulacje, korupcja, narkotyki i prostytucja. I dopiero od kilku ostatnich lat ta smutna sytuacja zaczęła się zmieniać… Dopiero w 2006 r. rozpoczęto prace Trybunału do Spraw Zbrodni Wojennych, stawiając zarzuty przywódcom Czerwonych Khmerów. Ile czasu jeszcze minie, zanim Kambodża dorówna sąsiadującej Tajlandii, Laosowi, czy Malezji…?
Póki co ja planuję zwiedzić nie cały kraj, lecz poprzestać na jednym z cudów świata. Świątynia Ankgor Wat, której budowę datuje się na VI-XII n.e. to główny cel podczas mojego pobytu w Kambodży. Niezmierzone korytarze, labirynty i plątaniny fos, pasaży, pałaców i świątyń zajmują powierzchnię blisko 100 km2. Czy uda mi się przemierzyć te cuda w niespełna 4 dni? Spróbuję, Synku. A i o wszystkim postaram się Tobie napisać w swoich kolejnych listach.
Kocham Cie,
Tata.